Hał du ju du, łat du u łon? - tak zwykle zapisuja to zdanie zaczynajacy uczyc sie angielskiego.
Z jezykiem wietnamskim jest bardzo podobnie.
Jeszcze sto lat temu do jego zapisu uzywano pisma chinskiego, ktory pozwala poprawnie zapisywac jezyki toniczne, oparte na dzwiekach, a nie na literach. Zapis ma jedna wade - trzeba zapamietac min. 5 tys znakow (jednoznacznie identyfikujacych prawidłową wymowę), by jaki tako poslugiwac sie pismem.
Jezuiccy misjonarze nie mieli na to czasu ani ochoty, by uczyc sie glosek. Wpadli wiec (Foster) na to, by lacinskimi literami zapisywac dzwieki, a obwiednie (nabrzmiewanie, wybrzmiewanie, gardłowość dzwieku) zapisac kilkoma roznymi apostrofami nad i pod akcentowanymi literami. Sa wiec gloski nabrzmiewajace, wybrzmiewajace, gardlowe, falujace. To troche tak, jak nasze "a" i "ą", albo "ż" i "drz", "s" i "sz".
I teraz juz byle misjonarz mogl Wietnamczykow nawracac, "czytajac", a raczej recytujac Biblie z zapisu fonetycznego, po wietnamsku :)
I to nawet nie znajac wietnamskiego, tak jak my potrafimy nie znajac angielskiego "powiedziec" np. "aj łona kuki" albo "łan dala plis".
System byl na tyle prosty, ze przyjal sie u francuskich kolonizatorow w administracji, a po rewolucji jako urzedowy zapis panstwowy. Dzieki temu tez zlikwidowano analfabetyzm, zaden rolnik nie musial juz kuc 5 tys glosek, a dwadziescia kilka liter.
Majac wiec jakie takie pojecie o apostrofach, mozna samodzielnie i poprawnie czytac po wietnamsku, a nawet po chinsku..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz