16 listopada 2010

Shang-Hai, psi-na na ostro i to-fu so-te część 1/6


Czyli:
Piesek - w Polsce: slodki, a Chinach: slodko-kwasny ;)
Wlasnie spedzilem dwa tygodnie w Chinach (half biznes, half enjoy), tamtejsi faceci robili sobie ze mna zdjecia na Chinskim Murze, a zgrabne i operatywne laseczki dawaly swoje e-maile zapraszajac do kontaktu ;)
I były to dni prawie kazde w innym miejscu, innym regionie, innej prowincji. Dni pelne wrazen, poznawania nie tylko orientalnej dla nas kultury, ale przede wszystkim Chin wspolczesnych, jakich tak na prawde nie znamy.
Bo nasze stereotypy to zwykle skosnooki kulis w pidzamie i slomianym kapeluszu podzierajacy na rowerku przez zabiedzone miasteczko. I tak było tu jeszcze 10 lat temu...

A dzis jest kompletnie inaczej. Wiekszosc Chin to miasta przy których chowa sie europejski Londyn i Bruxela. Pod wzgledem poziomu rozwoju, poziomu zycia, rozmachu inwestycji, wygody zycia, funkcjonalnosci miejskiej infrastruktury, a nawet inwencji i otwartosci we wlasnym ubiorze.. Warszawa przy Szanghaju to jakies biedne, zasniezone i zapyziale miasteczko w rosyjskiej tajdze..

Jako ze lokalna waluta, zwana potocznie "rambutanami" (RMB) nadal pozostaje niewymienialna, turysci z UE to nadal dewizowi imperialisci :) Przeto kwaterowano nas w hotelach pieciogwiazdkowych, gdzie komputer i fax w pokoju z tarasem widokowym na panorame Szanghaju S.A. W standardzie. O pieknym, jednorazowym drewnianym grzebyku, "przytnij brode kit", "przyszyj cokolwiek kit" i stadzie innych KIT-ow nie wspominajac.. Nie wiem czy oferuja to we wa-wszawskim Mariocie - ja wole w tej samej cenie widok Szanghaju ;)



Przylot: jeli mijane na ulicy kobiety ziewaja nie zakrywajac ust i a mezczyzni harkaja na ulice, lub sasiad w samolocie straszliwie i radosnie mlaszcze zujac gume, to znak jestes już w Chinach.
Plywajace bilboardy czyli wszechobecne tablice z czerwonych diod LED, na których b. wygodnie wyswietla sie te rozdeptane pajaki..
A np. cyfry w chinskich textach, na wizytowkach i reklamach, pisze sie arabskie z dwoch powodow. Tradycyjnie pisane nr telefonu zajmuja po prostu zbyt duzo miejsca. Poza tym, cyfry pisane "samotnie" wg. Chinczykow nie wygladaja estetycznie i burza harmonie. Wola być pisane po chinsku tylko jako liczebniki w nazwach wlasnych (np. Czwarta Sluza na kanale, Pierwsze Liceum Pekinskie)...
W oknie praktycznie kazdego prywatnego mieszkania nigdy nie ma firanek i zaslon, a na suficie obowiazkowo pali sie sinoniebieska lampa diodowa, a u bogatych trupiobezowa zarowa energooszczedna.. Jarzeniowek i zarowek, jako archaizmow dawnej epoki, w tym kraju już sie nie uzywa po prostu.  Za to w chinskich oknach, jak i w naszej stolycy, przynajmniej do czwartego pietra są Kraty.
A rewolucja trwa - przynajmniej mieszkaniowa. Panstwo przymusowo wybuza slumsowe hutongi, a na uzyskanym terenie prywatni developerzy masowo stawiaja 20-to pietrowe wiezowce. I każdy z nich jest inny i zgodnie z Feng-Shui bardzo często ma na dachu cos fikusnego, rozcinajacego swym ksztaltem ostra, kanciata bryle.Na kazdym wiezowcu inne "cos"...

DUZO zdjec bedzie TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz