12 listopada 2011

Japonia: każdy musi zjeść tu sushi ! :)

Dziś notka poświęcona japońskiemu jedzeniu generalnie (choć to "temat - Missisipi"), ale na początek to, z czym się japońskie jedzenie gajinowi kojarzy - sushi :) [więcej w Wikipedii]

Z racji tego, że Japonia to kraj górsko-wyspiarski, do morza jest tu zewszad zwykle b.blisko, a nawet jeśli nie to dowóz jest łatwy, a to korzystnie wplywa na diete - świeże ryby i owoce morza są praktycznie dostępne wszędzie, b.tanie i pyszne! :)

Europejczykowi sushi kojarzy sie raczej wyłącznie z maki (plasterki roladki owijanej wodorostem), a Japonczykowi głównie z nigiri (plaster rybki na pecynie ryżu). Plasterek może być praktycznie ze wszystkiego - z łososia są do wyboru - z grzbietu mięsno-czerwone, z brzucha delikatne-tłuściutkie, coś tam z ogona też było :) ; z węgorza morskiego, z malutkich kalmarków z mackami, z trzech odmian krewetek (także z tempury, pyszne ze słodkim sosem), z dziesiątek innych ryb (niema ryb tzw. białych, są czerwone), aż po ekskluzywne susziki z wściekle pomarańczową i pyszną ikrą jeżowca, oraz typowo europejskie susziki z.. hamburgerem, jajkiem sadzonym,  brokołem, plastrem wołowiny..

Mała, prosta suszarnia "osiedlowa" (100Y)
Prosta, szybka "Suszarnia" jest tu zwykle na rogu każdego większego kwartału (kwadrat domów otoczony krzyżówkami ulic) - jak u nas Żabka :) Można wejść i ściągnąć sobie z taśmociągu tyle tależyków z szuszikami po 100Y, ile pomieścisz! ..Bo tutaj susziki są zwykłych małych tależykach, z których każdy ma kolor taki, jaką cenę ma porcja, a "cennik" tależyków wisi na ścianie. A że podstawowy "suszik" kosztuje 100Y (dla Japończyka to złotówka, dla nas 1 EUR), to można sobie w takiej lokalnej "suszarni" nawet robić zawody, kto więcej tależyków zmieści na jedno posiedzenie.. Później, gdy masz już swój wysooooki stosik tależyków, przychodzi Pani Tależykowa, liczy je (pokazuje tależyk, mówi: 100Y, stawia kreske na rachunku i tak samo aż do KONCA talezykow..) i daje rachunek do kasy. Tam uiszczasz te 1000-1500 Yenów i wychodzisz z opchanym brzuchem, świadomością tego, że spróbowałeś kilkanaście świeżutkich i przeróżnych sushi-smaków i zestawów za cenę łączną JEDNEGO sushi w warsiawskiej knajpie...


A, piwo w "suszarniach" jest zawsze bezobsługowe - w małych nalewasz sobie porcję z dystrybutora do kufelka, a przy kasie DEKLARUJESZ ile kufelków wypiłeś (tylko tu na Wyspach jest to możliwe..), w większych samemu bierzesz z lodówki oszroniony kufel, podstawiasz pod automat, wrzucasz trzy lub cztery 100Yenówki i masz pyszne chłodne piwko. I jeszcze możesz guzikiem wybrać, czy automatyczny barman ma nalać z pianą lub bez :)

"Klient korner" w dużej Suszarni w Kioto

W większych "szuszarniach" typu McSushi, np. w Kioto,  gdzie jest dobrych osiem rzędów stolików po 10 loggi, w każdej loggi jest monitorek LCD, na którym zajadający może sobie zamówić "specjala" ;) Specjali jest kilkadziesiąt, i nie jeżdżą na taśmociągu żeby się nie zestarzeć, lub muszą być podawane ciepłe, lub są dużo droższe (czyli aż 300 Y ;P). Taki specjal jedzie sobie na czerwonej wieżyczce i... wjeżdżając do loggi zamawiającego piszczy na monitorze zamówien - żebyś skumał, że to podjechało Twoje, a nie sąsiadowi zamówienie podbierzesz!


Jedna z wiekszych Suszarni w Kioto :)
A gdy już pożresz ile zmieścisz, wołasz (klik - monitorem zamówień!) Panią Tależykową która policzy... :) I tu jeszcze nie koniec - pod monitorkiem jest dziura w kształcie tależyka.. Tu wrzucasz tależyki ze swojego i współbiesiadników stosika - a gdy wrzucisz każdy piąty, na monitorku zamówień wyskakuje loteryjka ;) Jeśli WIN, to z pod monitorka wyskakuje japońskie :jajko niespodziewanka: - a tu są na prawdę bajeranckie niespodzianki... :D Warto wrzucac po sobie tależyki :P

Co jeszcze o sushi w Japonii? Choćby to, że tak strasznie popularny w Europie sposób serwowania suszików w łódkach pływających po wodnej strudze dookoła baru, to chyba wymysł europejski dla ukazania elitarności paru plasterków łososia na ryżu (i urban legend jak japonskie hotele kapsułkowe) - przez dwa tygodnie nie widziałem tu ani jednego "pływającego tależyka" wokół baru.. Na taśmociągu sobie  jeżdżą, niczym walizki na miniaturowym lotniskowym claimie bagażowym..

malutka porcja NATTO
Japończyk na deser po śniadaniu zje np. natto - malutką porcję sfermentowanej soji, pokrytej śluzem i przy nabieraniu ciągnącej się za pałeczkami setkami cieniutkich, lepkich, przezroczystych nitek.. W smaku mdławo-gorzkie - można natto pokochać lub znienawidzieć :) Ja mam go już nadto, a w hotelu podawali z dwoma smakowymi sosikami i czymś jeszcze, jako deserek na wynos do metra ;) JA wyniosłem i wystawie chyba na Allegro :D

Co sie na Allegro nie pojawia, to wołowina marmurkowa wagyu, czyli najdroższa wołowina świata z Kobe (Nie żadna tam argentyńska! Bo w Kobe każda krowa ma masażystę, pojona jest piwem i chowana bezstresowo..) Będąc w Kobe warto jej spróbować, bo tu jest najtansza i ma to swoisty klimat, jak kaczka po pekińsku zajadana w luxusowej knajpie w Pekinie :D
Smak "kobki"? - hm, bardzo delikatna, zahaczając o "zbyt tłusta". Tak samo jak brzuszek łososia...

W Miyajima Itsukushima spróbowałem prawdziwych ostryg. Takich łowionych o czwartej nad ranem, trzymanych w morskiej wodzie, poźniej wrzuconych na grill i otwieranych, gdy zaczynają strzelac kawałkami muszli.. Przyrządzaciel wyglądający na Huna uwijał się w jednej z knajpek nad buchającym płomieniami grillem.. Zapieprzał pomiędzy muszlami, jakby był Tetramantem :) Pyszne, półgotowane w oceanicznej wodzie ostrygi z grilla w gorących muszlach były tanią (5 szt- 1000Y) i niezapomnianą potrawą - prostą, i luxusową za razem - jak cała Japonia!! :)

Jednak najfajniejsze były ekonomijaki :) W Hiroszimie są w wersji makaronownej :) A najfajniej, w Hiroszimie będąc, znaleść pieciopetrowa knajpke o jedną przecznicę dalej za dworcem kolejowym :) W mijagalni siadasz przy stole, który jest jednocześnie rozgrzaną blachą.. Na dzień dobry kiczenMajster kapie ciasta nalesnikowego i wali kopkę makaronu ZupkowoChińskiego.. Dalej, na makaron rozbija jajco, a do tego daje zieleninę: pekinkę, dajkona tartego, przyprawy czerwone, inne japońskie cosie.. A na to dopiero ładuje to, co sobie zamówiłóeś jako dodatki.. Ostrygi, kalmary, rybki.. Gdy już ta cała kopa siądzie, kiczenMajster... odwraca całe to ustrojstwo spodem do gory i obsmaza. Efekt - przepyszny!

Taniojadki - w Japonii nie je się na ulicy - to jakieś takie bezsensowne, kiedy co trzeci parter budynku jest żarciodajnia z czymkolwiek.. Susziki nie pierwszej świeżości i nie pierwszej jakości, ale przedniego smaku, można zjeśc tu w popularnej lokalnej sieci (taki McŻarło) - maxBigExtra porcja kosztuje tu 300Y i na prawde wystarcza na caly dzien zapitalania po miescie! W tradycyjnej lokalnej knajpie pełne danie kosztuje ok. 1000 Y.

Ewenementem na skalę chyba światową są w Japonii WYSTAWY przed restauracjami!!
W Europie są to karty MENU, a w co wypaśniejszych kurortach gdzie becalujesz w EUR, w menu i przed knajpą zobaczysz swoją potrawę na pieknym zdjęciu.
Jednak Japończycy wstąpili chyba na wyżyny prezentacji menu - przed praktycznie każdą sensowną knajpą jest wystawka ATRAP. Atrap całych serwowanych dań, i to nie z masy papierowej lub pianki.. Nie wiem z czego są, ale wystawowe potrawy można DOTYKAC i mają konsystencję (bułki są "bułkowe" w dotyku!) i temperaturę potrawy !! Wkladasz palec w atrape spagetti i jak byś wsadzał palec w prawdziwe spagetti.. Pikanterii dodaje widok.. widelca, wiszacego nad talezem z nawinietymi nitkami makaronu.. Brakuje tylko mozliwosci sprobowania smaku i zapachu atrap... ;/ W Grecji po prostu wpuszczali do kuchni ;)

Z czwartej beczki - zakupy jedzenia do pożerania w Szinkansenie - zobacz notka o Kolejach japońskich :)

Na pewno miliarda rzeczy w Japonii nie posmakowałem (pierożków, miniwęgorzyków, na fugu nie mam ochoty - niech sobie pływa), zwłaszcza lokalnych (jak niedojrzałe pistacje które zanabyłem w Kobe i inne wydumane przez prasę) ale jeszcze spróbuję :) Choć wiem że na to i miesiąc nie wystarczy...

Podjadłem, wyjechałem, jeszcze tu wróce, posmakować !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz