4 czerwca 2007

Grecki kontrakt: PAME KIE DULIA...

Wracając po pracy... Z hotelu na kwatere, w Vergina Apartamentes, tupta sie spokojnym krokiem 15 min. Tak w sam raz, na rozruszanie przed praca i nie za dlugo po niej. Wiec koncze o 10" wieczorem, tuptam na kwatere, biore dwa chlodne piwa z lodowy i wracam pod hotel po Mysze, ktora konczy o 11" wieczor. Zasiadamy z piwkiem na parkowej lawce, albo na lezakach przy plazy, pogadujemy.. Pozniej wracamy przez zamierajacy juz gwar miasteczka. Bo miasteczko niby ozywa noca, zaraz po zmroku wszyscy wylaza na spacer wolta, zasiadaja sobie w knajpkach i tawernach, ktore o 10" pekaja w szwach, ale juz przed 12" pustoszeja i zamykaja sie na klodke do jutra. A ja tak sobie wracam, mijam te knajpki i obserwuje, ze teraz kazda z nich, zamiast zwyczajowej karty dan, ma przed wejsciem wielki podswietlony kaseton z fotografiami (SIC!) wszystkich oferowanych potraw i dan. Dla mnie to jest po prostu dziwne, i w jakis sposob uwlaczajace. gdybym zostal wylapany z ulicy przez jakiegos "zapraszacza" do takiej knajpy, i mialbym palcem pokazywac na zdjeciu to co chce zjesc, czulbym sie jak polglowek. Albo malpa. Ktora jak zobaczy, to wie o co chodzi. Czytac karty dan nie tyle ze nie umie, ale komu sie chce? Palcem pokazac, i przyniosa :D takie jaskiniowcow zwyczaje sie zrobily. No dobra, wiem, to jest ulatwienie dla klienta ( i jego portfela), nie kazdy umie sie dogadac po grecku, i nie w kazdej knajpie jest karta dan po angielsku i niemiecku. I nie kazdy Miś z Polski po angielsku wyduka co zjadłby. Palicem pokaze obrazek i zajada. I wyskoczy z 20 Euro. Portfel nasz pan. A ja jednak zdecydowanie wole ten stary, grecki zwyczaj, z ktorym zetknalem sie na poludniu Peloponezu zaledwie 12 lat temu ( i w gorach Krety late temu cztery takoz), kiedysmy sie z Chewim pierwszy raz do Grecji wybrali: pan wlasciciel malejrodzinnej tawerny na obrzezu miasteczka, ktory mowil tylko po grecku, nie mogac sie z nami dogadac co do tego co chcemy zjesc, zaprosil nas po prostu do kuchni na luki-luki, czyli pokazywal po kolei co ma smacznego w garnkach i brytwannach! :) Zdecydowanie bardziej odpowiada mi TEN rodzaj pokazywania palcem. A w aleji miedzy willami i apartamentami rosna drzewka cytrynowe. Tuptajac spac, sbieramy aromatyczne, opadle limonie, a wycisniety sok przydaje sie do swietnej mieszanki drinkowej z bialego wina (3 cz.), soku cytrynowego (1 cz.), wody i lodu (2 cz.) No jak tu nie pic wina, skoro jest tansze i smaczniejsze od piwa? pół litra siuśków Amstela kosztuje 1.3 Euro, a litr stolowego wina kosztuje 1,18 Euro :) czego i wam, czytelnicy zycze! :)
..Odpoczynek na tarasie w przerwie na sieste...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz